_____________________________
Harry rozejrzał się uważnie po stołówce. Napotykając wzrok
nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, skrzywił się lekko. Zdawał sobie sprawę
z tego, że był ciągle przez niego obserwowany i nie bardzo mu się to podobało.
Uwielbiał ciszę i spokój, swoją małą prywatną przestrzeń, która z pozoru była
dla każdego otwarta. Zmrużył oczy.
- On mi się nie podoba.
Mruknął cicho w stronę siedzącego obok niego przy stole Miguela. Chłopak uniósł lekko brew, wyraźnie rozbawiony.
- Od kiedy to On powinien ci się podobać? Nie jesteś gejem, prawda? Ja tam nic do nich nie mam, ale w końcu paradowałem przed tobą nago i tak dalej…
Czarny parsknął mimowolnym śmiechem.
- Masturbuję się na twój widok, skarbie.
Prychnął, szybko jednak spoważniał, znów patrząc na stół, przy którym siedział Black.
- Muszę dowiedzieć się o nim wszystkiego, wydaje mi się zbyt znajomy. Poza tym, mam wrażenie, że się mnie uczepił… Może jest jakimś psychopatą…
Ostatnie zdanie wypowiedział żartobliwie, podnosząc się ze swojego miejsca i ruchem ręki odsyłając brudne naczynia do kuchni.
- Oj.. przecież takich właśnie lubisz.
Powiedział Speed, podążając za bratem do stolika. Usiadł obok Maxuela, wpatrując się przy okazji w kudłatego nauczyciela.
- Ej, Maxi, Czarny histeryzuje. Da radę wyrwać się ze szkoły na weekend?
Mówił kpiącym głosikiem, nie spuszczając wzroku z Syriusza, który wiercił się pod tym spojrzeniem.
- Zamknij się Speed… Panie Black, ma pan teraz lekcje?
Spytał przymilnym głosikiem Potter, a Max zagwizdał cicho, ni to aprobująco, ni to współczująco.
- Mam wolną godzinę.
- Wspaniale… Proszę nigdzie nie wychodzić… Porozmawiamy sobie trochę.
Kontynuował zadowolony Potter.
- On mi się nie podoba.
Mruknął cicho w stronę siedzącego obok niego przy stole Miguela. Chłopak uniósł lekko brew, wyraźnie rozbawiony.
- Od kiedy to On powinien ci się podobać? Nie jesteś gejem, prawda? Ja tam nic do nich nie mam, ale w końcu paradowałem przed tobą nago i tak dalej…
Czarny parsknął mimowolnym śmiechem.
- Masturbuję się na twój widok, skarbie.
Prychnął, szybko jednak spoważniał, znów patrząc na stół, przy którym siedział Black.
- Muszę dowiedzieć się o nim wszystkiego, wydaje mi się zbyt znajomy. Poza tym, mam wrażenie, że się mnie uczepił… Może jest jakimś psychopatą…
Ostatnie zdanie wypowiedział żartobliwie, podnosząc się ze swojego miejsca i ruchem ręki odsyłając brudne naczynia do kuchni.
- Oj.. przecież takich właśnie lubisz.
Powiedział Speed, podążając za bratem do stolika. Usiadł obok Maxuela, wpatrując się przy okazji w kudłatego nauczyciela.
- Ej, Maxi, Czarny histeryzuje. Da radę wyrwać się ze szkoły na weekend?
Mówił kpiącym głosikiem, nie spuszczając wzroku z Syriusza, który wiercił się pod tym spojrzeniem.
- Zamknij się Speed… Panie Black, ma pan teraz lekcje?
Spytał przymilnym głosikiem Potter, a Max zagwizdał cicho, ni to aprobująco, ni to współczująco.
- Mam wolną godzinę.
- Wspaniale… Proszę nigdzie nie wychodzić… Porozmawiamy sobie trochę.
Kontynuował zadowolony Potter.
Syriusz patrzył na swojego chrześniaka z lekką obawą ale i
zadowoleniem. W końcu mógł z nim spokojnie porozmawiać. Dodatkowo, to właśnie
młodzieniec to zaproponował. Bał się tylko, że mogło się coś stać. W końcu
minął tydzień, odkąd tu przybyli, i Harry starał się go raczej unikać. Drgnął,
słysząc dzwonek na lekcję. Spojrzał na Miguela wyczekująco, ale szybko
zorientował się, że ten też zostaje.
- Poradzisz sobie sam z kochankiem, braciszku, czy mam go skuć?
Spytał Torres przymilnym głosikiem, oblizując zadziornie wargi. Potter trzepnął go po głowie.
- Słodziaczku, jeśli chcesz się przyłączyć to po prostu powiedz, ale musisz poczekać do wieczora na orgię.
Odpowiedział po chwili młodszy.
- Wieczorem to ja sobie prywatny striptiz załatwię. Rób co masz robić i idziemy do ojca. Jak się zorientuje, że skończyliśmy wcześniej męki, to się wścieknie.
- Uwielbia nas, będzie miły.
- Taa… Właściwie…
Syriusz patrzył na nich zdezorientowany. Był świadkiem wielu podobnych rozmów u tej dwójki, ale jakoś nie mógł się do tego przyzwyczaić. A już tym bardziej nie potrafił przyswoić tego, że Szczeniak nazywa ojcem kogoś innego, niżeli Jamesa.
- Syri, Syri, Syri… Tak jawne obserwowanie mnie nie wychodzi nigdy nikomu na dobre. Kilka osób wylądowało w szpitalu, inni nie wytrzymali psychicznie… Nie chciałbyś do nich dołączyć… Nie przerywaj mi! Powiem teraz, co o tobie wiem, panie psorze, a gdy skończę, poprawisz moje błędy… Nawet z moimi kontaktami mogę być omylny.
Potter poczekał chwilę na reakcję ze strony Blacka, po czym kontynuował.
- Urodziłeś się w Anglii, jako starszy syn Walburgii Black i kogoś tam jeszcze, ważne, że ta wrzaskliwa suka jest twoją matką. Ojciec miał z nią porachunki i często ją obrażał. Chodziłeś do Hogwartu i byłeś w Gryfindorze, jako jedyny z rodu. Byłeś huncwotem, co ci się chwali, bo jak słyszałem o tamtej szkole to się kichy przewracają od tej nudy. Wylądowałeś w Azkabanie, oskarżony o zdradę przyjaciół i zamordowanie 12 mugoli… Swoją drogą, czarodziej, który tego dokonał, musiał być niezłym skurwielem.. nawet Skalpel zabija najwyżej trzy osoby na raz i zawsze pomija dzieciaki. Został pan uniewinniony, po złapaniu jakiegoś szczura… Uczysz w Hogwartcie, nienawidzisz Snape’a, z resztą ze wzajemnością, co jest dla mnie niezrozumiałe, ale mój umysł nie przyjmuje do świadomości zachowań angolów. To, że jesteś animagiem, wyczułem sam. Twój zapach sugeruje, że jesteś nim od dawna, powiedzmy.. od 4 albo 5 roku szkoły. Nie mogłem ogarnąc, w co się przemieniasz, ale Sevuś Snapuś woła na ciebie „pies”; ”pchlarz” i tak dalej, wiec wnioski wysuwają się same. Tak więc, mój drogi, denerwujący ponuraku, zdradź mi sekret twojego zainteresowania mną po dobroci…
- A jeśli nic nie powiem?…
Spytał nauczyciel, patrząc wyzywająco na chrześniaka. Chciał się z nim trochę podroczyć. Wygiął wargi w złośliwym uśmieszku.
- Oj… powiesz, powiesz..
Usłyszał, a po całym ciele przeszły mu ciarki. Nawet Voldemorta nigdy się tak nie przestraszył, co Torresa, mówiącego takim tonem.
- Przyjaźniłem się z twoim ojcem, Harry… Jamesem Potterem. Twoja matka w końcu również się do mnie przekonała.
Czarny przekrzywił lekko głowę po czym wybuchnął głośnym śmiechem.
- Ty, Speed, już wiem kim on jest…. Stary, dobry Łapa, poduszka mojej malutkiej główki, gdy byłem niemowlęciem, mój ojciec chrzestny… Śledztwo zakończone. Kto by pomyślał, że wystarczy zapytać… Następnym razem również to zastosujemy… Chodźmy już. Do widzenia panie Black… A może wuju?
Potter, śmiejąc się cicho, wyszedł ze stołówki, zostawiając zdezorientowanego Syriusza i Miguela na środku pomieszczenia.
- Nie rozumiem…
Speed podniósł się powoli ze swojego miejsca, patrząc z lekkim zdziwieniem na brata. Potrząsnął lekko głową, jakby w desperacji.
-Do widzenia panie Black. Jeśli naprawdę jest pan jego ojcem chrzestnym… Proszę się nie wtrącać.
Chłopak zniknął, a Syriusz nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Poradzisz sobie sam z kochankiem, braciszku, czy mam go skuć?
Spytał Torres przymilnym głosikiem, oblizując zadziornie wargi. Potter trzepnął go po głowie.
- Słodziaczku, jeśli chcesz się przyłączyć to po prostu powiedz, ale musisz poczekać do wieczora na orgię.
Odpowiedział po chwili młodszy.
- Wieczorem to ja sobie prywatny striptiz załatwię. Rób co masz robić i idziemy do ojca. Jak się zorientuje, że skończyliśmy wcześniej męki, to się wścieknie.
- Uwielbia nas, będzie miły.
- Taa… Właściwie…
Syriusz patrzył na nich zdezorientowany. Był świadkiem wielu podobnych rozmów u tej dwójki, ale jakoś nie mógł się do tego przyzwyczaić. A już tym bardziej nie potrafił przyswoić tego, że Szczeniak nazywa ojcem kogoś innego, niżeli Jamesa.
- Syri, Syri, Syri… Tak jawne obserwowanie mnie nie wychodzi nigdy nikomu na dobre. Kilka osób wylądowało w szpitalu, inni nie wytrzymali psychicznie… Nie chciałbyś do nich dołączyć… Nie przerywaj mi! Powiem teraz, co o tobie wiem, panie psorze, a gdy skończę, poprawisz moje błędy… Nawet z moimi kontaktami mogę być omylny.
Potter poczekał chwilę na reakcję ze strony Blacka, po czym kontynuował.
- Urodziłeś się w Anglii, jako starszy syn Walburgii Black i kogoś tam jeszcze, ważne, że ta wrzaskliwa suka jest twoją matką. Ojciec miał z nią porachunki i często ją obrażał. Chodziłeś do Hogwartu i byłeś w Gryfindorze, jako jedyny z rodu. Byłeś huncwotem, co ci się chwali, bo jak słyszałem o tamtej szkole to się kichy przewracają od tej nudy. Wylądowałeś w Azkabanie, oskarżony o zdradę przyjaciół i zamordowanie 12 mugoli… Swoją drogą, czarodziej, który tego dokonał, musiał być niezłym skurwielem.. nawet Skalpel zabija najwyżej trzy osoby na raz i zawsze pomija dzieciaki. Został pan uniewinniony, po złapaniu jakiegoś szczura… Uczysz w Hogwartcie, nienawidzisz Snape’a, z resztą ze wzajemnością, co jest dla mnie niezrozumiałe, ale mój umysł nie przyjmuje do świadomości zachowań angolów. To, że jesteś animagiem, wyczułem sam. Twój zapach sugeruje, że jesteś nim od dawna, powiedzmy.. od 4 albo 5 roku szkoły. Nie mogłem ogarnąc, w co się przemieniasz, ale Sevuś Snapuś woła na ciebie „pies”; ”pchlarz” i tak dalej, wiec wnioski wysuwają się same. Tak więc, mój drogi, denerwujący ponuraku, zdradź mi sekret twojego zainteresowania mną po dobroci…
- A jeśli nic nie powiem?…
Spytał nauczyciel, patrząc wyzywająco na chrześniaka. Chciał się z nim trochę podroczyć. Wygiął wargi w złośliwym uśmieszku.
- Oj… powiesz, powiesz..
Usłyszał, a po całym ciele przeszły mu ciarki. Nawet Voldemorta nigdy się tak nie przestraszył, co Torresa, mówiącego takim tonem.
- Przyjaźniłem się z twoim ojcem, Harry… Jamesem Potterem. Twoja matka w końcu również się do mnie przekonała.
Czarny przekrzywił lekko głowę po czym wybuchnął głośnym śmiechem.
- Ty, Speed, już wiem kim on jest…. Stary, dobry Łapa, poduszka mojej malutkiej główki, gdy byłem niemowlęciem, mój ojciec chrzestny… Śledztwo zakończone. Kto by pomyślał, że wystarczy zapytać… Następnym razem również to zastosujemy… Chodźmy już. Do widzenia panie Black… A może wuju?
Potter, śmiejąc się cicho, wyszedł ze stołówki, zostawiając zdezorientowanego Syriusza i Miguela na środku pomieszczenia.
- Nie rozumiem…
Speed podniósł się powoli ze swojego miejsca, patrząc z lekkim zdziwieniem na brata. Potrząsnął lekko głową, jakby w desperacji.
-Do widzenia panie Black. Jeśli naprawdę jest pan jego ojcem chrzestnym… Proszę się nie wtrącać.
Chłopak zniknął, a Syriusz nie wiedział co ze sobą zrobić.
Harry siedział na dachu jednego z bloków i wpatrywał się w
horyzont. Wiedział, że ktoś siedzi obok niego, ale obecność tej osoby mu nie
przeszkadzała. Westchnął cicho i spojrzał na wnętrze swoich dłoni.
- Dlaczego pojawił się właśnie teraz? Gdy w końcu pogodziłem się z myślą, że wy jesteście moją jedyną rodziną…
Zapytał jakby sam siebie, tak cicho, że Monica musiała się nachylić, by go usłyszeć. W końcu położyła głowę na jego ramieniu i splotła ich palce. Wiedziała, że nie może teraz odpowiedzieć. Zakłóciłaby jego tok myślowy. Poza tym… Nie wiedziała co miałaby rzec.
- Może o to w tym właśnie chodzi… Może wystarczy przestać szukać. Wtedy oni wracają i powoli wszystko niszczą. Minęło, cholera, dziesięć lat. Dziesięć lat, w ciągu których najpierw za bardzo bałem się wrócić do rodziny, a potem za bardzo chciałem poznać swoje korzenie… Dlaczego, powiedz mi, nie pojawił się wtedy? Gdy szukałem rodziny? Gdy nie byłem pewny… no wiesz.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zacisnęła mocnej palce.
- Ja nadal nie jestem pewna tego, czy tu pasuję. Czy nie powinnam się gdzieś ukryć. Mam wrażenie, że tylko czekają, aż zniknę i nie będą musieli się mną przejmować. Pamiętam każde uderzenie, Harry… Ale wiem też, że teraz tutaj jest mój dom. Ulice są moim domem... Twoim również. Przybycie członka twojej rodziny… To tylko może pomóc ci odnaleźć prawdę o swoim pochodzeniu, o tym, kim jesteś. Może nawet się z nim zaprzyjaźnisz… A to, czy wybierzesz jego czy nas… My ci nigdy nie będziemy kazać wybierać.
Harry zaśmiał się cicho i objął przyjaciółkę, ciągnąc ją za sobą do pozycji leżącej, tak, że jej głowa opierała się teraz na jego klatce piersiowej.
- Wiesz… Mam wyrzuty sumienia… Fabian… Ojciec zaopiekował się mną, Miguel jest moim prywatnym obrońcą i najlepszym bratem pod słońcem… A ja chcę znaleźć rodzinę… I nawet cieszę się, że Syriusz… że się pojawił. Tylko boję się tego, że zniszczy moje wyobrażenie o rodzicach… Wujostwo mówiło wiele rzeczy… nie wiem, czy zdołam się przestawić.
- Harrey, miałeś wtedy pięć lat..
- Ale doskonale pamiętam każde słowo, każde poniżenie.. każdą karę…
Oboje westchnęli. Rozumieli siebie aż za dobrze. Oboje byli bici w dzieciństwie, zaniedbywani. Oboje trafili do Rodziny Ulicy w wieku mniej niż dziesięciu lat. Wychowali się razem, pokonując swoje lęki. Nie jest łatwo zniszczyć swoje uprzedzenia do dotyku…
- Tu jesteście!
Miguel usiadł obok Harry’ego i spojrzał na coraz ciemniejsze niebo.
- A gdzie mielibyśmy być?
Spytała czarnowłosa, podnosząc się z pozycji leżącej i związując długie włosy w kucyk.
- Ależ nie krępujcie się… przyszedłem na orgię…
Harrey zaśmiał się i żartobliwie szturchnął chłopaka. O tak, wiedział, że to tutaj jest jego miejsce. Nie zamieniłby tych ludzi na nic na świecie.
- Wracajmy do szkoły, Ruda nas zabije.
Meva otrzepała swoje ubrania i przyszykowała się do skoku na dach stojącego obok bloku.
- No coś ty. Nie nasza wina, że dostała szlaban, a ja nie wytrzymam zbyt długo w zamknięciu…
Potter rozciągnął mięśnie. Skoczył. Szybko znaleźli się w pobliżu szkoły, nie patrząc na kręte uliczki, korki czy kuszące wystawy sklepowe, które mogłyby tylko trochę ich podłamać.
- Dlaczego pojawił się właśnie teraz? Gdy w końcu pogodziłem się z myślą, że wy jesteście moją jedyną rodziną…
Zapytał jakby sam siebie, tak cicho, że Monica musiała się nachylić, by go usłyszeć. W końcu położyła głowę na jego ramieniu i splotła ich palce. Wiedziała, że nie może teraz odpowiedzieć. Zakłóciłaby jego tok myślowy. Poza tym… Nie wiedziała co miałaby rzec.
- Może o to w tym właśnie chodzi… Może wystarczy przestać szukać. Wtedy oni wracają i powoli wszystko niszczą. Minęło, cholera, dziesięć lat. Dziesięć lat, w ciągu których najpierw za bardzo bałem się wrócić do rodziny, a potem za bardzo chciałem poznać swoje korzenie… Dlaczego, powiedz mi, nie pojawił się wtedy? Gdy szukałem rodziny? Gdy nie byłem pewny… no wiesz.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zacisnęła mocnej palce.
- Ja nadal nie jestem pewna tego, czy tu pasuję. Czy nie powinnam się gdzieś ukryć. Mam wrażenie, że tylko czekają, aż zniknę i nie będą musieli się mną przejmować. Pamiętam każde uderzenie, Harry… Ale wiem też, że teraz tutaj jest mój dom. Ulice są moim domem... Twoim również. Przybycie członka twojej rodziny… To tylko może pomóc ci odnaleźć prawdę o swoim pochodzeniu, o tym, kim jesteś. Może nawet się z nim zaprzyjaźnisz… A to, czy wybierzesz jego czy nas… My ci nigdy nie będziemy kazać wybierać.
Harry zaśmiał się cicho i objął przyjaciółkę, ciągnąc ją za sobą do pozycji leżącej, tak, że jej głowa opierała się teraz na jego klatce piersiowej.
- Wiesz… Mam wyrzuty sumienia… Fabian… Ojciec zaopiekował się mną, Miguel jest moim prywatnym obrońcą i najlepszym bratem pod słońcem… A ja chcę znaleźć rodzinę… I nawet cieszę się, że Syriusz… że się pojawił. Tylko boję się tego, że zniszczy moje wyobrażenie o rodzicach… Wujostwo mówiło wiele rzeczy… nie wiem, czy zdołam się przestawić.
- Harrey, miałeś wtedy pięć lat..
- Ale doskonale pamiętam każde słowo, każde poniżenie.. każdą karę…
Oboje westchnęli. Rozumieli siebie aż za dobrze. Oboje byli bici w dzieciństwie, zaniedbywani. Oboje trafili do Rodziny Ulicy w wieku mniej niż dziesięciu lat. Wychowali się razem, pokonując swoje lęki. Nie jest łatwo zniszczyć swoje uprzedzenia do dotyku…
- Tu jesteście!
Miguel usiadł obok Harry’ego i spojrzał na coraz ciemniejsze niebo.
- A gdzie mielibyśmy być?
Spytała czarnowłosa, podnosząc się z pozycji leżącej i związując długie włosy w kucyk.
- Ależ nie krępujcie się… przyszedłem na orgię…
Harrey zaśmiał się i żartobliwie szturchnął chłopaka. O tak, wiedział, że to tutaj jest jego miejsce. Nie zamieniłby tych ludzi na nic na świecie.
- Wracajmy do szkoły, Ruda nas zabije.
Meva otrzepała swoje ubrania i przyszykowała się do skoku na dach stojącego obok bloku.
- No coś ty. Nie nasza wina, że dostała szlaban, a ja nie wytrzymam zbyt długo w zamknięciu…
Potter rozciągnął mięśnie. Skoczył. Szybko znaleźli się w pobliżu szkoły, nie patrząc na kręte uliczki, korki czy kuszące wystawy sklepowe, które mogłyby tylko trochę ich podłamać.
Syriusz stał przy wejściu do szkoły, sprawdzając listę osób,
które miały wrócić do szkoły w ciągu pół godziny. Syknął cicho, gdy coś w niego
uderzyło.
- Wybacz, Maxi.
Usłyszał dziewczęcy głos, i cichy śmiech … swojego chrześniaka.
- Dzień Dobry panie Black. Meva, nie podrywaj nauczyciela…
- Ale ja…
Harrey nadal się śmiał, patrząc na swoich przyjaciół. Jego oczy błyszczały radośnie. Przygasł lekko, napotykając wzrok ojca chrzestnego, co do którego miał tak mieszane uczucia… że się bał.
- Witam ponownie, panie Black.
Powiedział, kłaniając się przy tym uprzejmie.
- Czarny? Black? … Czarny… Black…. Harry, musimy zmienić ci przezwisko…
Ruda wyłoniła się zza nauczyciela, z lekko zdezorientowaną miną.
- Jemu to chyba najlepiej „Furia” pasuje.
Zażartował Syriusz, puszczając oczko do młodzieży.
- Zna się pan na ludziach… Furiancie mój mały, ja cię ukatrupię. Zostawiliście mnie…
Viki skrzyżowała ramiona na piersi, robiąc przy tym smutną minę szczeniaczka. Trójka wspaniałych (czytaj wariatów i furiantów) weszła do szkoły i objęła ją w przyjaznym, bezpiecznym uścisku.
- Wybacz.. Potter czuł się jak w klatce.
Szepnęła czarnowłosa.
- No oczywiście… od razu zgońcie na mnie…
Zaśmiał się omawiany. Pożegnali się skinieniem głowy z profesorem, który na maleńką chwilę poczuł, że ma jeszcze szanse na normalne relacje z tym młodym chłopakiem. Dopiero potem zdał sobie sprawę, że przekonanie go do siebie na relacje lepsze niż uczeń-psor, mogą być bardzo trudne. Nawet gdy Harry wiedział, że są rodziną.
- Wybacz, Maxi.
Usłyszał dziewczęcy głos, i cichy śmiech … swojego chrześniaka.
- Dzień Dobry panie Black. Meva, nie podrywaj nauczyciela…
- Ale ja…
Harrey nadal się śmiał, patrząc na swoich przyjaciół. Jego oczy błyszczały radośnie. Przygasł lekko, napotykając wzrok ojca chrzestnego, co do którego miał tak mieszane uczucia… że się bał.
- Witam ponownie, panie Black.
Powiedział, kłaniając się przy tym uprzejmie.
- Czarny? Black? … Czarny… Black…. Harry, musimy zmienić ci przezwisko…
Ruda wyłoniła się zza nauczyciela, z lekko zdezorientowaną miną.
- Jemu to chyba najlepiej „Furia” pasuje.
Zażartował Syriusz, puszczając oczko do młodzieży.
- Zna się pan na ludziach… Furiancie mój mały, ja cię ukatrupię. Zostawiliście mnie…
Viki skrzyżowała ramiona na piersi, robiąc przy tym smutną minę szczeniaczka. Trójka wspaniałych (czytaj wariatów i furiantów) weszła do szkoły i objęła ją w przyjaznym, bezpiecznym uścisku.
- Wybacz.. Potter czuł się jak w klatce.
Szepnęła czarnowłosa.
- No oczywiście… od razu zgońcie na mnie…
Zaśmiał się omawiany. Pożegnali się skinieniem głowy z profesorem, który na maleńką chwilę poczuł, że ma jeszcze szanse na normalne relacje z tym młodym chłopakiem. Dopiero potem zdał sobie sprawę, że przekonanie go do siebie na relacje lepsze niż uczeń-psor, mogą być bardzo trudne. Nawet gdy Harry wiedział, że są rodziną.
___________
Brak Bety. Błędy są, były i będą. Przepraszam za nie :D
Nie będę tłumaczyć się z długiej nieobecności... bo tłumaczy się tylko winny, a ja się do winy nie przyznaję i uciekam przed sprawiedliwością. ( Kij z tym, że mam dobre wymówki :p) Na swoją obronę powiem, że jak w końcu sie za blogaska wzięłam to szablonik i postaci zrobiłam, więc nie bić, nie rzucać crucio ani nie avadować. xD
No dobra. To chyba tyle. No to cześć.
ps: Rozdział pogmatwany, moze być trochę niejasności. Wskażcie je a postaram się je jakoś w następnym rozdziale ( który mam nadzieję uda mi się wstawić szybciej) wyjaśnić.
No i rozdział git. ;) Szablon i bohaterowie też zajebiaszczy ;) Teraz tylko czekać na 5 rozdział.
OdpowiedzUsuńCo do błędów ja nie znalazłam, ale sama nie jestem orłem w te klocki ;D A jakichś ''niejasności'' też chyba szukać ze świecą.
Do następnego Ruda Blondynka
:-D
OdpowiedzUsuń